poniedziałek, 16 lipca 2012

pojebany niedzielny wieczór...

wczorajsze picie zapisze się na kartach historii.


zacznijmy od tego co było jego celem, moją przyjaciółkę o inicjałach EL rzucił chłopak, a raczej dowiedziała się, że ma inną dupę na boku, co spowodowało, że z nią i jeszcze dwoma osobami zaczęliśmy pić na bożka.


wszystko by było dobrze, jednak przesadziliśmy, mało pamiętam, ale to co pamiętam było wręcz epickie.






po paru godzinach picia i wygłupiania się, dołączyła do nas jeszcze dwójka znajomych, która hmm w sumie nie wiedziała, że jestem gejem, ale się dowiedzieli, głównie dlatego, że z moim chłopakiem prawie uprawialiśmy seks w autobusie... ich miny podobno bezcenne, nie mówiąc o innych pasażerach, całe szczęście, że o tej godzinie większość ludzi najebana.


później... no cóż za dużo nie pamiętam, ale z tego co mówiła EL, mój chłopak o inicjałach MK gdzieś wysiadł po drodze, więc ja długo nie myśląc też gdzieś wysiadłem, chyba było to centrum Wawy.







w każdym razie idąc do mieszkania, które mam niedaleko dod centrum po drodze zbiłem szybę w jakimś lokalu... NIE MOJA WINA, ŻE CEGŁA LEŻAŁA NA ŚRODKU ULICY.


potem w sumie nie wiem za bardzo jak znalazłem się na bożka(to nie jest to mieszkanie obok centrum) i zdałem sobie sprawę, że nie mam ani kluczy, ani pieniędzy, ani portfela, ani telefonu, ani nawet fajek.


próbowałem dobijać się do drzwi, nikt nie otwierał, próbował wejść na balkon(parter) - spadłem.


postanowiłem pojechać(a raczej dojść) do mieszkania obok centrum myśląc, że MK tam jest, albo chociaż nasza współlokatorka mi otworzy, ale nic, dodzwaniałem, dobijałem się jak pojebany i kij z tego wyszedł.


pojechał znowu zatem na bożka, okradając po drodze najebanego i leżącego żula z papierosów...


dojechałem, ponownie się dobijałem, zero odzewu, więc długo nie myśląc poszedłem spać na klatce, wstałem o jakieś 6:30... cud, że żaden sąsiad mnie nie zobaczył, albo nie wezwał psów...


gdy wstałem znowu pojechałem do mieszkania obok centrum, myśląc, że współlokatorka jak wstanie do pracy to mi w końcu otworzy, ale otworzył mi MK, zapadła cisza i opowiedzieliśmy sobie własne historię, jego też była... ciekawa.


wsiedliśmy do taksówki i wróciliśmy na bożka, napisałem do szefa, że nie przyjdę dziś z przyczyn wyżej wymienionych(bez co prawda niektórych szczegółów).


teraz siedzę, w kuchni, na wielkim kacu, a MK poszedł po chińczyka...


POZDRO DLA MNIE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz